poniedziałek, 25 lutego 2013

"Konsumuję więc jestem?"



Poprzednio obiecałam ,że przywołam kolejnego francuza – Jean Baudrillard. To właśnie ten Pan, zwraca nam uwagę na przejście od paradygmatu produkcji, do paradygmatu konsumpcji. Przy tym, trzeba zwrócić uwagę na specyficzne rozumienie przez niego tego terminu. Nie chodzi tu po prostu, o oszalałe kupowanie po to, aby mieć więcej i więcej „bytu”. We współczesnej konsumpcji nie chodzi o samo posiadanie. No to, więc  o co chodzi? Pan Jan uważał ,że wszystkie nasze zakupy posiadają znaczenie społeczne -w skrócie chodzi o LANS:). Nie liczy się użyteczność przedmiotów ,ale to co znaczą miedzy nami (nikt mnie nie przekona ,że telefony dotykowe są wygodniejsze od klasycznych). Konsumujemy więc, znaki ,a nie towary . To właśnie to, jakie znaczenie nadają towarom reklamodawcy ,jest tym, co mam skusić konsumenta. Powoduje to powstawanie znaków, które nie muszą fizycznie cechy czegokolwiek.  Stają się pustymi znakami, które nie odpowiadają niczemu co istnieje. Generalnie, Pan B. uważa ,że znaki oderwane od rzeczywistości osaczają nas i spowodowały utratę odczuwania realnej rzeczywistości. Trudno nie przyznać mu racji. Z telewizji, kolorowych magazynów czy Internetu sączy się do naszych głów obraz świata, który nie wiele ma wspólnego z rzeczywistością. Wszystko jest podkoloryzowane i wygładzone. Baudrillard określa to, jako hiperrzeczywistość. Papka znaków z „grających pudełeczek” tylko symuluje nam świat. Znaki te, to więc symulakry.
No dobrze, ale jak ma się to do tego co mówił Pan F.? Pan B. uważa ,że system już przestał nas dyscyplinować i nadzorować .Skończył już z kontrolowaniem naszych ciał, aby złapać nasze umysły-Dlaczego? Znalazł nowy sposób. Nieustanie nas uwodzi coraz to nowymi „pustymi” znakami. Gonimy za wykreowanym przez system ideałem życia z wieczną zadyszką. Udało mu się zmienić presję na wytwarzanie w nas poczucia potrzeby. Osobiście myślę, że nie jest do końca tak ,że koncepcja Baudrillarda anulowała całkowicie pomysł Pana Michała. Niemniej muszą przyznać ,że ostatnio zostałam uwiedziona przez żel pod prysznic emanujący aurą fajności. Prawdę będzie się chyba „konstruować” gdzieś pośrodku, skoro tusze do rzęs mnie dyscyplinują, a żele pod prysznic uwodzą. Podsumowując, Baudrillard doradzał nam, by wyrwać się z masy goniącej za najbardziej wylansowanym króliczkiem i odzyskać swoją tożsamość. Myślę poza tym ,że postrzeganie szczęścia jako celu, do którego ciągle bark kilku kroków jest bardzo toksyczne. To wręcz składowisko odpadów atomowych. Ostatnio znalazłam diabelnie banalne ale mądre hasło: „Szczęście to stan umysłu, a nie warunki zewnętrzne”. Pozornie proste i oczywiste ale w tej hiperrzeczywistości to prawdziwe wyzwanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz