Poprzednio obiecałam ,że
przywołam kolejnego francuza – Jean Baudrillard. To właśnie ten Pan, zwraca nam
uwagę na przejście od paradygmatu produkcji, do paradygmatu konsumpcji. Przy
tym, trzeba zwrócić uwagę na specyficzne rozumienie przez niego tego terminu.
Nie chodzi tu po prostu, o oszalałe kupowanie po to, aby mieć więcej i więcej
„bytu”. We współczesnej konsumpcji nie chodzi o samo posiadanie. No to,
więc o co chodzi? Pan Jan uważał ,że
wszystkie nasze zakupy posiadają znaczenie społeczne -w skrócie chodzi o LANS:). Nie liczy się
użyteczność przedmiotów ,ale to co znaczą miedzy nami (nikt mnie nie przekona
,że telefony dotykowe są wygodniejsze od klasycznych). Konsumujemy więc, znaki ,a
nie towary . To właśnie to, jakie znaczenie nadają towarom reklamodawcy ,jest
tym, co mam skusić konsumenta. Powoduje to powstawanie znaków, które nie muszą
fizycznie cechy czegokolwiek. Stają się
pustymi znakami, które nie odpowiadają niczemu co istnieje. Generalnie, Pan B.
uważa ,że znaki oderwane od rzeczywistości osaczają nas i spowodowały utratę
odczuwania realnej rzeczywistości. Trudno nie przyznać mu racji. Z telewizji,
kolorowych magazynów czy Internetu sączy się do naszych głów obraz świata, który
nie wiele ma wspólnego z rzeczywistością. Wszystko jest podkoloryzowane i
wygładzone. Baudrillard określa to, jako hiperrzeczywistość. Papka znaków z
„grających pudełeczek” tylko symuluje nam świat. Znaki te, to więc symulakry.
No dobrze, ale jak ma się to do tego co mówił Pan F.? Pan B. uważa ,że system już przestał nas dyscyplinować
i nadzorować .Skończył już z kontrolowaniem naszych ciał, aby złapać nasze
umysły-Dlaczego? Znalazł nowy sposób. Nieustanie nas uwodzi coraz to nowymi
„pustymi” znakami. Gonimy za wykreowanym przez system ideałem życia z wieczną
zadyszką. Udało mu się zmienić presję na wytwarzanie w nas poczucia potrzeby.
Osobiście myślę, że nie jest do końca tak ,że koncepcja Baudrillarda anulowała
całkowicie pomysł Pana Michała. Niemniej muszą przyznać ,że ostatnio zostałam
uwiedziona przez żel pod prysznic emanujący aurą fajności. Prawdę będzie się
chyba „konstruować” gdzieś pośrodku, skoro tusze do rzęs mnie dyscyplinują, a
żele pod prysznic uwodzą. Podsumowując, Baudrillard doradzał nam, by wyrwać się
z masy goniącej za najbardziej wylansowanym króliczkiem i odzyskać swoją
tożsamość. Myślę poza tym ,że postrzeganie szczęścia jako celu, do którego
ciągle bark kilku kroków jest bardzo toksyczne. To wręcz składowisko odpadów
atomowych. Ostatnio znalazłam diabelnie banalne ale mądre hasło: „Szczęście to
stan umysłu, a nie warunki zewnętrzne”. Pozornie proste i oczywiste ale w tej
hiperrzeczywistości to prawdziwe wyzwanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz