P.S- Trochę Banksego na zachętę:Ostatnio z rana, aby zdążyć na zajęcia (się trochę zaspało) postanowiłam udać się na tramwaj. Gdy już znalazłam się na przystanku i skierowałam swój wzrok ku rozkładowi, zostałam zaskoczona. Jakiś tajemniczy ktoś, umieścił bardzo interesujące zdanie. Żadne tam „HWDP policji”. Jego specyficzna treść i forma przywiodła mi na myśl street art. Banksego. Napis głosił „Zysk generuje ryzyko”. Nie wiem jakie motywacje kierowały twórcą czy twórczynią. Mnie, od razu przywiodło na myśl teorie „społeczeństwa ryzyka” niemieckiego socjologa Ulricha Becka. Termin ten, skonstruował on, dla określenia konsekwencji rozwoju przemysłu ,technologii i cywilizacji. Zjawiska te bowiem, generują nieodwracalne zmiany ,nad którymi nie można zapanować (skażenie środowiska, terroryzm, ale też zmiany społeczne : indywidualizacje ,osamotnienie, masowe bezrobocie czy wykształcenie bez zatrudnienia). Myślę ,że taki niepozorny napisik można uznać za formę zaangażowanej sztuki. Dlaczego wystawiam taką dziwną diagnozę „wandalizmowi” na przystanku? Dlatego ,że w pełny sposób realizuje teorie „hermeneutycznej tożsamości dzieła sztuki” opisywaną przez jednego Gadamera. Według niego, w sztuce nie chodzi o wychuchane ładne obrazki. Istotą jej działania jest inspirowanie nas do rozumienia i tworzenia własnej interpretacji. Bowiem , każdy może zrozumieć je inaczej, co wynika z różnic w zasobie doświadczenia i wiedzy. To czyni. Sposób bycia dzieła sztuki niebywale interesującym. Jestem wręcz, „strasznie ciekawa” jak reszta odbiorców tej małej wzmianki ją odebrała. Moje podejrzenia co do inspiracji Banksym też raczej nie są bezzasadne. Jego prace umieszczane w przestrzeni publicznej często dotykają problemów społecznych. Muszę przyznać ,że bardzo mi miło być tak uwrażliwianą od rana. Warto mieć oczy szeroko otwarte-tyle wokoło ciekawego „przestworu”.
Notki z Kociołka
Jestem studentką IV roku filozofii należącą do grupy króliczków. Króliczków do testowania nowych form zaliczania przedmiotów.Zapraszam wszystkich do poczytania,co też "kotłuję się" w mojej głowie. Radosnego uczestniczenia w testach;)!
czwartek, 28 lutego 2013
Nie taki zwyczajny przystanek...
poniedziałek, 25 lutego 2013
"Konsumuję więc jestem?"
Poprzednio obiecałam ,że
przywołam kolejnego francuza – Jean Baudrillard. To właśnie ten Pan, zwraca nam
uwagę na przejście od paradygmatu produkcji, do paradygmatu konsumpcji. Przy
tym, trzeba zwrócić uwagę na specyficzne rozumienie przez niego tego terminu.
Nie chodzi tu po prostu, o oszalałe kupowanie po to, aby mieć więcej i więcej
„bytu”. We współczesnej konsumpcji nie chodzi o samo posiadanie. No to,
więc o co chodzi? Pan Jan uważał ,że
wszystkie nasze zakupy posiadają znaczenie społeczne -w skrócie chodzi o LANS:). Nie liczy się
użyteczność przedmiotów ,ale to co znaczą miedzy nami (nikt mnie nie przekona
,że telefony dotykowe są wygodniejsze od klasycznych). Konsumujemy więc, znaki ,a
nie towary . To właśnie to, jakie znaczenie nadają towarom reklamodawcy ,jest
tym, co mam skusić konsumenta. Powoduje to powstawanie znaków, które nie muszą
fizycznie cechy czegokolwiek. Stają się
pustymi znakami, które nie odpowiadają niczemu co istnieje. Generalnie, Pan B.
uważa ,że znaki oderwane od rzeczywistości osaczają nas i spowodowały utratę
odczuwania realnej rzeczywistości. Trudno nie przyznać mu racji. Z telewizji,
kolorowych magazynów czy Internetu sączy się do naszych głów obraz świata, który
nie wiele ma wspólnego z rzeczywistością. Wszystko jest podkoloryzowane i
wygładzone. Baudrillard określa to, jako hiperrzeczywistość. Papka znaków z
„grających pudełeczek” tylko symuluje nam świat. Znaki te, to więc symulakry.
No dobrze, ale jak ma się to do tego co mówił Pan F.? Pan B. uważa ,że system już przestał nas dyscyplinować
i nadzorować .Skończył już z kontrolowaniem naszych ciał, aby złapać nasze
umysły-Dlaczego? Znalazł nowy sposób. Nieustanie nas uwodzi coraz to nowymi
„pustymi” znakami. Gonimy za wykreowanym przez system ideałem życia z wieczną
zadyszką. Udało mu się zmienić presję na wytwarzanie w nas poczucia potrzeby.
Osobiście myślę, że nie jest do końca tak ,że koncepcja Baudrillarda anulowała
całkowicie pomysł Pana Michała. Niemniej muszą przyznać ,że ostatnio zostałam
uwiedziona przez żel pod prysznic emanujący aurą fajności. Prawdę będzie się
chyba „konstruować” gdzieś pośrodku, skoro tusze do rzęs mnie dyscyplinują, a
żele pod prysznic uwodzą. Podsumowując, Baudrillard doradzał nam, by wyrwać się
z masy goniącej za najbardziej wylansowanym króliczkiem i odzyskać swoją
tożsamość. Myślę poza tym ,że postrzeganie szczęścia jako celu, do którego
ciągle bark kilku kroków jest bardzo toksyczne. To wręcz składowisko odpadów
atomowych. Ostatnio znalazłam diabelnie banalne ale mądre hasło: „Szczęście to
stan umysłu, a nie warunki zewnętrzne”. Pozornie proste i oczywiste ale w tej
hiperrzeczywistości to prawdziwe wyzwanie.
poniedziałek, 18 lutego 2013
Zdrowy rozsądek-życiowa poksylina :P
„Zdrowy rozsądek” lub też,
bardziej dosadnie „chłopski rozum”, często traktujemy jak wytrych, pozwalający otworzyć każde drzwi
przed sobą. Jakiś czas temu odbyłam ciekawą rozmowę ze znajomą. Uświadomiła mi,
jak bardzo ostrożnie należy posługiwać się tym narzędziem. Opowiedziała mi o dyskusji na temat
konsumpcjonizmu, którą przeprowadziła ze swoim chłopakiem. Ona „artystyczna
dusza” była bardzo krytyczna . On „informatyk”, skonstatował ,że ludzie
konsumowali zawsze i nie ma co histeryzować. Tak, na pierwszy rzut „surowego
rozum”, może się to wydawać zasadne. Jeśli jednak nabędziemy trochę wiedzy związanej z
ponowoczesnymi przemianami , nie wyda nam się to tak oczywiste. Uświadomimy
sobie, jak bardzo zmieniła się skala konsumpcji i jej wymiar- kiedyś bowiem,
mogła sobie na to pozwolić mała część naszego społeczeństwa. Wraz z rozwojem
technologi i przerzuceniem produkcji do Azji , nastąpiło przejście od
paradygmatu produkcji do paradygmatu konsumpcji.
Moja znajoma para, nie miała możliwości
zetknąć się z wiedzą na ten temat, co pozwoliło by zrozumieć im to całe
utyskiwanie na konsumpcjonizm. Nie można im mieć tego za złe-nie jesteśmy w
stanie wiedzieć wszystkiego. Jednak takie sytuacje uświadamiają mi , że
powściągliwość jest dobra. Nie warto redukować świata do 2D – bo rzeczywistość zacznie nam
trzeszczeć . Warto złapać za wodzę i
przyhamować ten „chłopski rozum”. W
naszym świecie poszukującym sensacji i szybkich odpowiedzi to trudne- przytępia
nam wrażliwość sądzenia. Choć wydaję mi się pochopne szafowanie
zdroworozsądkowymi rozstrzygnięciami
było problemem także wcześniej i będzie zawsze. Osobiście, im więcej się
dowiaduję i poznaję, coraz to nowe myśli, tym łatwiej przychodzi mi mówić „nie
wiem”. Dystansuje się od kontrastowych rozstrzygnięć i oszczędzam mój zdrowy
rozsądek. Rozumiem wtedy niezwykle
namacalnie znaczenie wyświechtanych słów i „wiem, że nic nie wiem” dziadka
Sokratesa. Uważam , że warto powiedzieć „nie wiem” i zadumać
się nad „przestworem” istnienia. Oczywiście zdarzy mi się coś palnąć i płonąć
wstydem przed samą sobą. Mam jednak nadzieje ,że z czasem z tego wyrosnę:P
P.S.: Myślę ,że kolejny wpis
poświęcę temu całemu konsumpcjonizmowi . Bo taki jeden Baudrillard ciekawie
polemizuje z Michałem F.
środa, 16 stycznia 2013
Co z tą wiedzą-władzą?
No więc (wiem,że zdania nie
powinno się tak zaczynać, ale od 10 minut nie mogę nic innego wymyślić)
przyszedł czas na obiecane przedstawienie teorii wiedzy-władzy pana F.
„Znajduję ją” tak niezwykle ciekawą, ponieważ opisywane przez nią zjawiska obserwuję
w moim otoczeniu na co dzień. Szczególnie doskwierają mi, w czasie zakupu tuszu
do rzęs…
Pisałam wcześniej
,że socjologia wiedzy zajmuje się tym jak
to, co dzieje się miedzy ludźmi kształtuje świat ich wspólnych znaczeń . Foucault
w swojej teorii pokazuje nam jak postęp w sferze wspólnych znaczeń (czyli
wiedzy), wpłynął na kształtowanie relacji miedzy ludźmi. Jest on
przedstawicielem nieklasycznej socjologii wiedzy – zwraca on uwagę na to ,że
relacja wiedza-kontekst społeczny, jest dwustronna. Wiedza, która powstaje jest
w stanie wpływać na życie ludzi. Pan Michał F bada, jak jej rozwój zmienił
sposób funkcjonowania władzy i doprowadził do instytucjonalizacji naszego
życia(pojawiły się urzędy które nas rejestrują, szpitale które nas reperują J ). Doskonale widać to na przykładzie kar. Dawniej kary wymierzał
władca i polegało to, na ucięciu jakiejś ręki nogi, czy wychłostaniu. Natomiast
w XVIII w przestały one dotyczyć ciał-nadzór przeniósł się z zewnątrz do
naszych głów, poprzez dyscyplinowanie ciała( izolację,nieustanną kontrole, pozbawianie
bodźców). Pan F idzie dalej . Według niego nie sensu rozdzielać władzy i wiedzy
–ich relacje określa on raczej jako subtelną złożoną strukturę ,która nie
posiada jednego centrum. Nie jest też
jakimś tajemniczym duchem ,który unosi się nad nami np. w kolejce po prawo
jazdy. To właśnie ona jest społeczeństwem. Władza-wiedza jest rozproszona
wszędzie-działa bardzo dyskretnie. To znaczy w jaki sposób? Oddziałując na
nasze myślenie i nasze pragnienia. Sprawia ,że sami chcemy działać w pożądanym
przez nią kierunku-to jest dopiero skuteczność! Od dziecka człowiekowi
wtłaczane są wzory ,które systematycznie się się mu utwierdza. Jak ja więc,
biedne małe dziewczątko, miałam się obronić przed zaaplikowaniem mi „mitu
piękna” opisywanego przez Naomi Wolf. Wskazuję ona na to, że atakujące ze
wszystkich stron przekonanie o pięknie jako najważniejszej wartości kobiety,
jest mechanizmem ,który pozwala „po cichutku” utrwalać patriarchalne mechanizmy
dyskryminacji. To wywołuje we mnie dysonanse –moje feministyczne poglądy kłócą
się we mnie z moją społecznie wtłoczoną potrzebą kupna tuszu do rzęs. To zdecydowanie najbardziej na co dzień upierdliwy społeczny treser – bo wyskakuje za każdego rogu .Obiektywność jest
fabrykowana-to fakt z którego zdaję sobie sprawę. I o ile stosunkowo łatwo
przychodzi mi przeciwstawiać się jej w bardziej abstrakcyjnych ,ideowych kwestiach,
to gdy zaczyna ona dotyczyć społecznej akceptacji mnie, w moim życiu codziennym,
w przedmiotowym sensie -to mi nonkonformizm kończy. Co więcej, mam nawet ochotę
używać tuszu do rzęs wypływającą z „mego wnętrza”, a nie z presji społecznej, o
zgrozo. Nie mam nawet postawy cynicznego dystansu do konieczności, jakiej
jestem poddana (o której pisał taki jeden Adorno). Lubię używać tuszu do rzęs!
I w takich właśnie drobnych momentach staje przede mną cała potęga społeczeństwa wiedzy-władzy! W takich subtelnych kwestiach imponuje najbardziej. Mimo,że namalowałam
tu raczej ponury obraz wiedzy- władzy to Pan F nie postrzega jej jednoznacznie.
Zwraca uwagę na płynący z jej regulacji porządek, który pozwala nam razem
sprawnie funkcjonować. Podsumowując banalnie „w świecie nie ma czerni i bieli
, oczywistych kontrastów-wszystko się mieni tymi szarościami, ech… Więc będę
tak się bić się w sobie nad tuszami do rzęs…
czwartek, 6 grudnia 2012
No to startuję!
Konwencja zakłada ,że rozpoczynając coś, należy dać jakieś
„słowo wstępne”. Coś w rodzaju wyjaśnienia, co skłania piszącego do wynurzeń
itp. Początkowo planowałam coś ściemnić w rodzaju:
„Jestem
studentką pasjonujących studiów humanistycznych, której żywy umysł zapładniany
nieustająco w czasie fascynujących zajęć poszukiwał ujścia dla gromadzonych
myśli , bla bla…”
Potem jednak doszłam do wniosku ,że ciężko mi być tak
nieszczerą- poza tym blog miał mieć luźny
i nieformalny charakter. Więc szczerze:
to mój projekt zaliczeniowy. Prowadzący
zajęcia postanowił nadać egzaminowi taka formę. Moim zadaniem jest więc, umieszczenie
kilku notek w prosty i
przystępny sposób pokazujących różniaste filozoficzne rozkminy (w skrócie –ja już
sobie 4 rok filozofuję). Pomysł ten wydał mi się ciekawy przyznaję ,ale raczej
jako formuła zaliczenia ćwiczeń niż egzaminu (ale rozumiem prowadzącego- ja, też wolałabym się
śmiać głośno przed monitorem, niż zachowywać poważną minę w czasie egzaminu J). Muszę przyznać , że
obawiałam się czy uda mi się coś z siebie wydusić. Na szczęście w toku semestru
odkryłam ,że jest trochę tych zajęć , lektur które mi te myśli zapładniają.
Moje postanowienie o uważnym dobieraniu zajęć na drugim stopniu, mile zaowocowało
:D
Tyle w
kwestii wstępu. Przyszedł czas przejść do rzeczy, bowiem uzbierało mi się
trochę pączków do wykiełkowania. „Socjologia wiedzy”, to coś, co w ostatnim czasie przyczyniło się do
pączkowania (z resztą zajęcia z tą panią
zawsze były inspirujące- uwielbiam tę kobietę). Tak sobie myślę ,że zanim
przejdę do tego co mnie ostatnio zainteresowało, muszę trochę objaśnić tę
„Socjologię wiedzy”. Może najpierw trochę sucho:
Socjologia wiedzy-subdyscyplina
socjologii badająca relacje wiedzy/poznania i kontekstu społecznego.
A teraz damy trochę musztardy ,ketchupu etc. co kto woli ;).
Potocznie przyjmujemy ,że cała wiedza ,którą
mamy to coś ogólnego i obiektywnego ,jaśnie nam panującego. Natomiast
socjologia wiedzy, pokazuje ,że to tylko pozory. Bo to, co się dzieje wokoło
ludzi (w religii, polityce, kulturze, historii ),którzy tworzą naukę/wiedzę,
nakłada im rożne filtry kształtując ich punkty widzenia. Nie są oni w stanie dostrzec
, przyjąć pewnych rzeczy . Dobrym przykładem jest Galileusz ,który prezentując
odkrycia niezgodne z panującą religią (o tym ,że to ziemia kręci się w około
słońca). naraził się na kłopoty.
Podsumowując,
socjologia wiedzy zajmuje się tym, jak
to, co dzieje się miedzy ludźmi ,
kształtuje świat ich wspólnych znaczeń. To tytułem wprowadzenia dla Pana
Michała F. i jego super , mega wyczesanego ,hiper interesującego pomysłu
wiedzy-władzy CDN…
Subskrybuj:
Posty (Atom)